Pod twoim ciężarem gałąź się gnie.
Skaczesz na ofiarę
i zabijasz siłą woli
dostajesz wieczności karę,
nie dzielisz z nikim swej niedoli.
Krew cię wzywa:
odpowiadasz na wołanie
twoje pragnienie z uwięzi się zrywa.
Nie masz czasu na narzekanie.
Biegniesz przez las
nie śledzony przez nikogo,
goni cie sam czas
za ucieczkę płacisz drogo.
Nie opamiętasz się,
choć wiesz co cie czeka,
nie zlękniesz się,o nie,
czujesz strach tego człowieka.
Zdobycz ma drapieżnik
nic się zrobić nie da.
Padasz jak równoleżnik,
wokół krzyczy sama bieda.
Toniesz w głębi, topisz się.
Raptem się budzisz
widzisz w fotelu mnie
i wspomnieniami się nudzisz.
Mówiliśmy o tobie,
o twoim świecie,
wyliczałeś swoje fobie,
mówiłeś o dziwnej kobiecie.
Ja cały czas słuchałam
aż usnąłeś ze zmęczenia.
Trochę pospać ci dałam
usiłując przywołać chwile zapomnienia.
Widziałam jak się zmieniasz.
Jak potrzebujesz mojej krwi.
Gdzieś moje protesty miałeś.
Nie wierzyłeś do końca mi.
Podaję ci swoją rękę
ty wiesz,że to już nie sen.
Czujesz na plecach swoją udrękę.
Tak kończy się każdy dzień.
Krzyczę z bólu- ty o to nie dbasz.
Twoje myśli - pszczoły w ulu.
To kompromis nasz.
Wiem co ty za jeden,
wiem co złego robisz.
Z krwią na ustach budzisz dzień.
Swoje zęby często w niej topisz.
Nie brzydzę się ciebie
ani się nie boję.
Nie będziesz w niebie.
Za to ja wiem swoje.
Dla mnie jesteś bezpieczny
opiekujesz się mną
mówisz "potwór" - jesteś niedorzeczny.
Choć jesteś wampirem to zostałeś sobą.